piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział I

Rozdział I - Od Autora

Azrael

Nazywam się Azrael. Na wstępie powiem, że bardzo nie lubię Wróżbiarstwa. Jest niepewne i zdradliwe. Nikt tak dokładnie nie wie jak będzie. Z początku wydaje się, że wróżba jest prawdą, lecz wszystko może się zmienić w czasie. Właściwie to warto zawierzać tylko bardzo prostym wróżbom... na przykład: "Co będzie dzisiaj na śniadanie" Jednak Diana od zawsze kochała tę sztukę i oddała się jej pełną sobą.
Jak już wspomniałem nie lubię Wróżbiarstwa, ale to co usłyszałem ostatnio bardzo mnie zaniepokoiło. To właśnie dlatego postanowiłem połączyć wszystkie me myśli w jedno. 



Owa przepowiednia bardzo mnie zmartwiła. Dotyczy ona czwórki moich nauczycieli: Salazara, Helgi, Godryka i Roweny. Minęło już ponad 30 zim od ich śmierci, a ja nadal ich tak dobrze pamiętam.
Gdy ma kochana Diana wypowiedziała powyższe słowa, pierwszy raz od bardzo dawna poczułem strach. Jeszcze tak niedawno widziałem tą Złotą Czwórkę walczącą ramie w ramie przeciw Demonom Wschodu. Boję się, że przyszłe pokolenia opacznie zrozumieją naszą historię, że ktoś wprowadzi zamęt i  nikt nie będzie świadomy przeszłości.
Ta księga ma być pamiętnikiem, który pomoże przyszłym pokoleniom zrozumieć co chcieli przekazać założyciele szkoły.

***

Gryfonka zamrugała. Nigdy w żadnej starej księdze nie słyszała o określeniu "Złota Czwórka". Jeśli już to "Złota Trójca Hogwartu". To określenie dotyczyło trzech założycieli Hogwartu: Godryka, Roweny i Helgi.
Dodatkowo ta przepowiednia... co takiego zmartwiło w niej pierwszego dyrektora?
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Była oczytana i inteligentna, a jednak nie mogła odszukać w myślach jakiegokolwiek tekstu, który coś by o tym wspominał.
Czyżby źle odczytywała runy, którymi książka była napisana?

***

Diana

Może to dziwne co powiem, ale w przeciwieństwie do mojego kochanego męża nie wierzę w śmierć naszych nauczycieli. Całym sercem wierze, że ich zniknięcie oznacza coś więcej. Nadal zastanawiają mnie słowa naszej nauczycielki, Roweny.

Dusza ludzka jest jak woda;
spada z nieba i do nieba wzlatuje,
i znów spada na ziemię,
wiecznie zmienna.

Możliwe, że pozostanie to dla mnie zagadką aż do mej śmierci.

Rozdział II - Poczatek wyprawy

Diana

Wszystko zaczęło się w drugiej połowie IV wieku. W Rzymie panował wtedy Konstanciusz II. W Brytanii żył młody chłopak. Był synem pewnego legionisty, który bronił muru Antonina. Owy Rzymianin wdał się w romans z driadą zamieszkującą szkockie lasy. Owocem ich namiętności stał się mały Godryk. Ojciec zabrał go od matki, lecz potajemnie pozwalał jej się z nim spotykać. Chłopiec rósł jak na drożdżach. Ojciec uczył go walki mieczem, strzelania z łuku, jazdy konnej i wielu innych męskich rzeczy. Matki uważano wtedy po prostu za osobę, która urodziła dziecko. Inaczej jednak było z Pix. Driada w tajemnicy przed ukochanym uczyła dziecka magii. Dzięki jej krwii, Godryk miał predyspozycje by uczyć się tej niezwykłej dziedziny.
To dziecko w przyszłości stało się mym mentorem. Przez mały wypadek, ujawnił on swą moc. Ludzie z wioski odrzucili go. Ojciec wyrzekł się go, choć jak sam mistrz mówił, zrobił to wbrew sobie. Tamtego dnia Godryk postanowił opuścić rodzinne strony. Najpewniej nie miał pojęcia, że podróż zajmie mu 10 lat. Godryk miał jeden cel - odnaleźć mu podobnych. Chciał znaleźć kogoś, kto będzie tak samo dziwny jak on.
Był chłodny wieczór, gdy dotarł do Londinium**. Owe miasto było jednym z najbogatszych w imperium. Już teraz liczyło 30 tysięcy. Handel z kontynentem dawał mu niezwykłe dochody.
Młody czarodziej zatrzymał się w karczmie na obrzeżach obok biskupstwa. Piwo nie było tu zbyt wyborne... a może raczej było, ale nie do kupienia za posiadane przez Godryka pieniądze. Mój nauczyciel był rozważny, gdy miał postawiony cel. Co innego jeśli akurat nie miał nic w planach. Możesz mi wierzyć czytelniku.
Godryk kładł się spać w małej izbie, na poddaszu karczmy, gdy nagle wyczuł drgającą magię. Od zawsze był wyczulony na czary. Otworzył szeroko okno i dojrzał mur opactwa. Na jego szczycie ktoś stał. Miał długie powiewające na świetle włosy i świecące w ciemnościach, zielone jak mroczny bór, oczy o pionowej niczym u węża źrenicy. Godryk z łatwością otkrył iż to z jego ciała wydobywają się pokłady energii.


Tak właśnie o nim pomyślał. Jednak Godryk nigdy nie tolerował takich jak on. Nie cierpiał kłamstw, obłudy i kradzieży. Chwycił za swój miecz i szybko znalazł się na dachu karczmy. Jednak postać na dachu zaczęła uciekać, najprawdopodobniej przed biedzącymi w jego kierunku strażnikami z włóczniami i kilkoma świętymi braciszkami z widłami i narzędziami do pielenia chwastów.
Chciał go zatrzymać. Nie ważne co ukradł, ważne by oddał i został ukarany.

*cytat Johanna Wolfganga von Goethe.
*staram się by opowiadanie jak najlepiej odzwierciedlało rzeczywistość. Londinium było pierwszą znaną nazwą Londynu, gdy było jeszcze rzymską osadą. Londyn jest można powiedzieć z angielszczoną łaciną. Tak więc jeśli będę pisać o jakiś miastach to raczej istniejących w opisywanych prze mnie czasach.

<-- Prolog
Rozdział 2 -->

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Witam,
ciekawie jest przeczytać o założycielach Hogwartu, czyżby Gadryk spotkał Salazara właśnie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia