niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział II

Rozdział III - Pogoń

Azrael

Salazar biegł co sił w nogach. Złorzecząc na cały świat. To prawda, że ukradł tą księgę, ale oni ukradli ja pierwsi. Właściwie to tylko odbierał swoją własność.
- Stój - usłyszał za sobą i odwrócił się. Zobaczył wtedy ubraną w czerwień postać, która z prędkością galopującego konia zbliżała się w jego stronę. Przeklął i przyspieszył ile mógł. W końcu był dość blisko tego miejsca. Przed nim pojawił się dość głęboki duł, na środku którego znajdował się wielki kamień. Był to grób celtyckiego maga. Menhir z wyrytymi insygniami miał wyrytego na samym środku smoka o długiej szyi. Miał tylko tylne łapy, a przednie połączone były ze skrzydłami.
§ Aperi* § zasyczał, a w kamieniu zaczęła pojawiać się wnęka, tuż nad łapami smoka. Salazar zsunął się w dół po skarpie i wpadł do środka, a przejście zamknęło się tuż za nim.
Odetchnął i poprawił włosy.
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia dlaczego mistrz zawsze tak je poprawiał, ale Pani Helga, pani Rowena i moja kochana Diana zawsze powtarzały, że to przez charakter mojego drogiego mistrza i jego "bycie idealnym".
Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszał głośne łup z drugiej strony kamienia. To przecież było niemożliwe. W środku nie można było wyczuć nic z zewnątrz!
Salazar wyczuł jak przez kamienne wrota wdziera się magiczna aura. Przeklął i szybko biegł wzdłuż korytarza. Z każdym jego krokiem zapalała się następna pochodnia. Musiał uciekać. Ktokolwiek to był, mógł być taki jak oni. Salazar nie miał zamiaru dać się złapać. Był już w połowie drogi, gdy usłyszał głośny huk.
Przeklął po raz kolejny i przyśpieszył. Czerwony rycerz gnał za nim. Był tak blisko. Dobiegł do komnaty. Z tego miejsca odchodziło mnóstwo innych korytarzy. Na środku sali stał mały okrągły stół z zielonym kamieniem w kształcie kuli.
§ Transfers § Köln! - krzyknął dotykając kryształu. Wyobraził sobie białe mury germańskiego opactwa. Poczuł jak jego ciało jest szarpane. Najpierw głowa, tłów, a na końcu nogi. Zniknął zostawiając za sobą snop zielonego światła.

Diana

Godryk był zaskoczony. Usłyszał tylko syk i jakąś nazwę, a złodziej rozpłynął mu się w rękach. Tak, właśnie miał go złapać.
- Kurde - przeklął.
Znał jednak skądś nazwę "Köln". Tylko skąd? Próbował przypomnieć sobie każdy znany mu obszar wiedzy, który wpoili mu rodzice.
Pusta.
Westchnął i skierował się do wyjścia z jaskini. W tym miejscy jego magia nie działała. Już przy wejściu poczuł, mistyczną aurę, którą ledwo udało mu się złamać, napierając całą swoją mocą na wejście.
Gdy wrócił do miasta, napotkał mnichów, którzy zrezygnowani szukali złodzieja w lesie.
- Odpuśćcie. Zwiał - oznajmił i wrócił do karczmy. Rano postanowił wyruszyć w dalszą podróż. Był pewny, że rozpozna złodzieja, gdy spotka go ponownie, a wtedy nie pozwoli mu uciec. Teraz jednak był czas na coś innego.
Rankiem zszedł do karczmy i zakupił wyżywienie. Szedł handlową częścią Londinium. Musiał kupić kilka ziół o których mówiła mu kiedyś matka.
- Nie mam pojęcia skąd ty masz takie rzeczy,  Markus - powiedział jeden z handlarzy do drugiego.
- Ach, to dzięki moim ludziom. Podróżują po całym kontynencie. Odwiedzają Rzym, Ateny, Wenecję, Trację, Ruś, Transylwanię i Köln. Germanie mają świetne piwa, wiesz?
- Powiedziałeś Köln! - przerwał im brutalnie Godryk. No wiedział, że to niegrzeczne, ale wreszcie miał jakiś trop. - To kraj, miasto, prowincja? - pytał.
- To miasto, chłopcze - odparł handlarz zdziwiony lekko jego zachowaniem - w Germanii - dopowiedział po chwili.
Godryk rozpromienił się, w przypływie szczęścia przytulił oniemiałych kupców i pędem pobiegł w stronę opactwa. Musieli mieć w końcu jakieś mapy, prawda?

*Aperi (łac.) - otwierać
Transfer - przenosić
Köln - miasto w Niemczech. Po polsku Kolonia.

<-- Rozdział I
Rozdział III -->

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witam,
ciekawe jak będzie wyglądało ich kolejne spotkanie i co to za księga.. czekam na kolejne rozdziały...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia

Anonimowy pisze...

Witam,
kochana zaglądasz tutaj jeszcze? bo ja od czasu do czasu tak i tęsknię...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia

Anonimowy pisze...

Hejeczka,
kurcze tyle lat minęło a ja wciąż tutaj zagladam w nadzieji... opowiadanie jest fantastyczne i naprawdę liczę na kontynuację...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika